
Przeczytane
Góra pod morzem (Ray Nayler) – powieść SF opisująca kontakt z obcą inteligencją – tym razem to jednak nie kosmici, tylko ośmiornice, które rozwinęły protojęzyk komunikowany za pomocą „wyświetlania” symboli na ciele i nauczyły się używać narzędzi. Pomysł zacny, lekcje z kognitywistyki i teorii umysłu ośmiornic odrobione, problem tylko w tym, że książka poświęca temu za mało miejsca – zanim odrobimy worldbuilding, niecne knowania wielkiego biznesu i polityczne przepychanki, zdążymy się znaleźć niebezpiecznie blisko zakończenia, a kontakt z ośmiornicami na dobrą sprawę nie następuje – bohaterowie ledwo zaczynają je obserwować i w sumie guzik się dowiadują. Jako pierwszy tom byłoby to więcej niż obiecujące, jako samodzielna całość pozostaje „tylko” dobre.
Wegetarianka (Han Kang) – przykładna koreańska żona pewnej nocy ma przerażający sen i pod jego wpływem przestaje jeść mięso, a z czasem coraz bardziej dziwaczeje i w końcu rezygnuje z odżywiania się w ogóle. Historia budzi skojarzenia z „Kobietą do zjedzenia” Margaret Atwood – tu i tam jedzenie stanowi środek lub pretekst do pasywnego buntu wobec opresywnego, patriarchalnego społeczeństwa, w którym bohaterka nie widzi dla siebie miejsca – obie autorki rozwijają jednak temat zupełnie odmiennymi drogami. I obie zalecam poznać.
Labirynt 2 (Benedykt) – druga część trylogii przynosi potężny zwrot akcji: w połowie książki kończą się klimaty z „Marsjanina” (czyli pełne technikaliów naprawianie statku), a zaczyna coś bliżej „Diaspory” Egana, czyli manipulacje czasoprzestrzenią, wszechświaty o sześciu czy ośmiu wymiarach, tajemniczy obcy przewyższający nas w niepojętym stopniu… Obawiałem się, że wyjdzie z tego kit, ale wyszło coś jeszcze znakomitszego niż pierwszy tom – fanom hard SF polecam bardzo gorąco.
Ograne
Motherload – gierka, w której wkopujemy się pod ziemię i wykopujemy spod niej minerały, żeby zarabiać kasę, ulepszać pojazd i wkopywać się coraz głębiej, aż do odkrycia mrocznej tajemnicy na samym dole. Kiedyś już wprawdzie w to grałem, ale to było dawno i nieprawda, bo jeszcze w czasach śp. Flasha; ostatnio jednak odkryłem, że ciągle da się w to zagrać, a miodność po latach ciągle ta sama.
Superliminal – coś spomiędzy The Witness i Antichamber, czyli gra oparta o manipulowanie punktem widzenia – np. mały przedmiot z odpowiedniej perspektywy może wydawać się duży i faktycznie wtedy się taki staje; wzory na ścianie mogą się zmienić w realny obiekt (albo odwrotnie) i tak dalej. Pomysł fajny, ale o niewielkim potencjale – choć przejście gry zajmuje niespełna trzy godziny, a pod koniec świat się rozlatuje i zasady co chwila się zmieniają, to i tak wydaje się to trochę rozciągnięte na siłę. Ale zobaczyć warto.
Loop Hero – rogalik, w którym nasz bohater chodzi sobie w kółko po ścieżce i z każdym okrążeniem napotyka coraz więcej coraz silniejszych potworów, a świat wokół ścieżki coraz bardziej się zapełnia – i jak się zapełni wystarczająco, na ścieżce pojawia się boss, którego ubicie odblokuje nam wyższy poziom trudności. Brzmi niepozornie, ale zapewniam, że jest to fajniejsze, niż wynika z opisu – prawdopodobnie najprzyjemniejszy rogalik, w jakiego grałem.
Obejrzane
Black Mirror, sezon 7 – po fatalnym poprzednim sezonie stwierdziłem, że lepiej, żeby kolejnych już nie było. Kolejny jednak powstał i muszę przyznać, że serial częściowo się zrehabilitował, ale rewelacji nadal nie ma – wszystkie odcinki poprawne, ale nic ponadto. Co gorsza, poza pierwszym odcinkiem nie uświadczymy tu żadnej krytyki społecznej ani interesujących prognoz rozwoju technologii, z czego serial dawniej słynął – prawie wszystko to historie czysto rozrywkowe, bez grama aspiracji do czegoś więcej. Na plus wyróżniłbym tylko piąty odcinek, za zgrabną i inteligentną fabułę z dwoma dobrymi twistami. Ironiczne, że podobnie jak w poprzednim sezonie, najlepiej wypada odcinek najmniej „techniczny” – i chyba coś to mówi o kierunku ewolucji serialu…



